|
...pszczelarz
musi być jak pszczoła:
pracowity, przebiegły i przewidujący.
Maria Lachowiecka
|
Tytuł
tego artykułu sugeruje, że chodzi o jakąś specyficzną formę
marketingu. Do nauk ekonomicznych pojęcie to wprowadził Steven
King, przestrzegając przed marketingiem fasadowym, w którym
nazywamy, takie działania marketingowe, służące wszelkim innym
celom poza wzrostem zainteresowania klientów produktem i w
konsekwencji nie służącym wzrostowi volumenu sprzedaży tego
produktu. Istotną takiego marketingu cechą jest to, że tyle
samo kosztuje, co rzeczywisty m. (niekiedy nawet drożej),
ale firmie lub organizacji, która go uprawia nic nie przynosi.
Mówiąc bardzo prosto, firma lub organizacja społeczno-zawodowa
całą w ciężkim trudzie wytworzoną parę (wysiłek) kieruje w
gwizdek. Takim, gwizdkiem jest najczęściej szef firmy lub
organizacji, który robi wszystko, aby w danym środowisku promować
swoją pozycję lidera. Pół biedy, jeżeli to czynią politycy,
bowiem z racji pełnionych funkcji politycznych, są oni przekonani
o słuszności takich działań i legitymują się werdyktem społecznym,
wyrażonym przy urnach wyborczych. Oczywiście, nauka wyróżnia
kilkanaście różnych form marketingu fasadowego, ale ta zdaje
się być dla organizacji pszczelarskiej najważniejsza.
Sytuację należy negatywnie ocenić, jeżeli marketing fasadowy
uprawia szef firmy lub organizacji społeczno-zawodowej,
która w swoim statucie posiada cały szereg zapisów, jakim
celom ma ona służyć. Nie znam takiej organizacji, która
by miała w swoim statucie, choć jeden punkt zapisu
w brzmieniu: "Dozgonna ochrona pozycji szefa!".
Jednak, w Polsce
o właściwej realizacji celów, do której firma lub organizacja
została powołana, szczególnie łatwo zapomina się. Z drugiej
strony należy obiektywnie przyznać, że szef jest non stop
"bombardowany" komplementami, czy wręcz pochlebstwami
ludzi ze swego otoczenia, którzy przy tej okazji pragną
jakieś drobne swoje sprawy pozałatwiać. Twardy, niezłomny
szef, realizujący konsekwentnie głoszony przed wyborem program
i założenia statutowe organizacji, szybko dochodzi do przypisywanych
mu przez otoczenie bliższe lub dalsze określeń w rodzaju:
"Nieżyciowy facet, frajer, tępak, itd." W takiej
sytuacji mamy do czynienia z dwoma scenariuszami: albo człowiek
się ugina
i zaczyna realizować marketing fasadowy (pod siebie), albo
załamuje się
i rezygnuje z pełnionej funkcji. Ani jedno, ani drugie rozwiązanie
nie jest korzystne dla firmy lub organizacji. Powstaje proste
pytanie: czy istnieje trzecia droga? Oczywiście, że istnieje,
ale wymaga ona w warunkach polskich, wyrzeczeń i niesłychanego
uporu oraz hartu ducha od samego szefa, a także umiejętnego
doboru ludzi do jego najbliższego otoczenia.
Drodzy Czytelnicy "Pszczelarza
Polskiego"! Zadajmy sobie proste pytanie: czy w Polskim
Związku Pszczelarskim jest uprawiany marketing fasadowy.
Z ogromną przykrością konstatuję, że występuje, w przeróżnych
sytuacjach i na wszystkich szczeblach organizacyjnych naszego
Związku.
Bo jak możemy ocenić fakty tłamszenia przez prezesów gminnych
kół nie tylko objawów jakiejkolwiek krytyki pracy zarządu
danego koła ale nawet innych pomysłów organizacyjnych, które
nie wyszły z ust prezesa? Albo jak określić zachowanie prezesa
jednej z naszych WZP, który w odpowiedzi na krytykę pomysłu
zorganizowania działalności gospodarczej, dostaje ataku
białej gorączki i obraża wszystkich dookoła? Wreszcie jak
ocenić poważne gremium, jakim jest Krajowy Zjazd Delegatów
Polskiego Związku Pszczelarskiego, obrady, którego skoncentrowały
się na tym, żeby podnieść prestiż PZP przez nadanie dotychczasowemu
Prezesowi tytułu "Prezydenta"? Nawiasem mówiąc,
taka dyskusja jest dla mnie nieporozumieniem, bowiem autorytet
organizacji takiej jak nasza buduje się zupełnie inaczej.
Pozwolę sobie na stwierdzenie, że taki autorytet zdobywa
się pracą organiczną, od podstaw, głównie w kołach pszczelarzy
podstawowego szczebla. Jeżeli, w najbliższym okresie czasu
nie podejmiemy takiej pracy, to tak jak napisał jeden z
publicystów pszczelarskich, nie posiadający ani jednej pszczoły,
ale za to skutecznie ślizgający się po powierzchni życia
związkowego PZP - dyskusję naszą będziemy mogli zamknąć.
Lecz takim zamykaniem dyskusji niczego nie rozwiążemy -
pszczelarze coraz bardziej będą zniechęceni do działalności
w strukturach naszego Związku, zaś jego działacze na wszystkich
szczeblach, tłamsić wszelkie ruchy zmierzające do odnowy
ruchu związkowego i z zapałem godnym lepszej sprawy będą
uprawiać marketing fasadowy.
Marketing fasadowy nie dotyczy tylko działaczy związkowych.
Myślę, że jeżeli nasz kolega-pszczelarz zabiera głos w dyskusji
i wysuwa fantastyczne, lecz zupełnie nierealistyczne projekty
do wykonania, przez bliżej nieokreśloną "górę",
jest to rodzaj uprawianego marketingu fasadowego. Podobnie
rzecz się ma z publicystą, które na wszystkie możliwe przypadki
odmienia zwrot "Unia Europejska", ale tak naprawdę
po lekturze artykułu pszczelarz jest tak samo mądry jak
i przed. A przecież, szkoda powierzchni czasopisma na uprawianie
pustosłowia. Dotyczy to również źle przygotowanego do spotkania
z pszczelarzami działacza pszczelarskiego lub, co się rzadziej
zdarza, pracownika nauki. Rzecz nie polega na tym, aby spotkać
się i tylko pogadać, ale żeby każdy z jego uczestników wyszedł
zeń ubogacony o określoną wiedzę.
Już w roku 1998 (niestety, artykuł ten nie "załapał
się" i nie został opublikowany), przestrzegałem przed
zbytnim zadufaniem i wiarą
w siebie działaczy PZP. Jednak widzę, że od tamtego okresu
upływa już cztery lata, a myśmy nie nauczyli się rozumienia
słowa "służba". Jest to określenie, które w epoce
komunistycznej miało niedwuznacznie negatywne znaczenie.
Ale służyć, nie znaczy być czyimś służącym, tylko znaczy
wypełnianie podjętego obowiązku najlepiej jak tylko się
potrafi. Powiedzmy sobie szczerze - Pan Bóg nie stworzył
żadnego człowieka, którego ręce nie zbierałyby do siebie
określone dobra materialne. Przed II wojną światową słowo
służba znaczyło, tyle, co: "Służę krajowi (organizacji),
a przy okazji mojej rodzinie i sobie." Współcześnie
nie używa się tego słowa, a jeżeli nawet to w znaczeniu:
"Służę sobie i mojej rodzinie, a przy okazji krajowi
(organizacji)". Kochani! Zastanówmy się przez chwilę
nad różnicą w dawnym podejściu do służby
i współczesnym.
Wielka pszczelarka, Maria Lachowiecka - kiedyś podczas dłuższej
pogawędki powiedziała: Wiesz Macieju, pszczelarz musi być
jak pszczoła; pracowity, przebiegły i przewidujący. Wówczas
nie rozpytywałem Jej o znaczenie tych słów, bowiem wydawały
mi się zrozumiałe. Dzisiaj wiem, że jeżeli chodzi o pierwsze
określenie (pracowity) to jest ono dla wszystkich oczywiste.
Pszczelarz musi być przebiegły, bo przecież należy wielu
forteli używać, aby osiągnąć jak najwięcej pożytków z gospodarki
pasiecznej bez szkody dla swych podopiecznych. Ponadto jak
pszczoła pyłek lub nektar wielokrotnie obraca zanim użyje
we właściwym celu, tak powinien on każdy grosz tyle samo
razy obracać zanim go wyda na rozwój pasieki lub na rzecz
swojej rodziny. Myśl ta w sposób szczególny dotyczy pieniędzy
społecznych,
w naszym przypadku związkowych.
Podobnie jak pszczoły, pasiecznik musi myśleć, jakie skutki
w przyszłości przyniesie każde jego dzisiejsze działanie.
Jeżeli jest inaczej, to bardzo szybko przestaje być pszczelarzem.
Identycznie powinno być w życiu związkowym. Dla przykładu
podam, że jeżeli prezes koła zgani pomysł kolegi, to w przyszłości
nie może on się spodziewać rzeczowej dyskusji na zebraniu.
Chyba, że mu bardzo zależy aby jej nie było... Tymi przykładami
i całym dotychczasowym wywodem usiłuję powiedzieć, że nie
stać nas na uprawianie pustosłowia, spotykania się tylko
po to, aby "zaliczyć" kolejne zebranie,
lub, aby obsypać pochlebstwami szefa albo kogoś z "wierchuszki".
Musimy przewidywać, że taka działalność jest szkodliwa nie
tylko dla nas, ale i dla całego środowiska pszczelarskiego.
Bowiem nic tak nam nie psuje reputacji, jak uporczywe uprawianie
marketingu fasadowego.
Z nauki Arne Naessa - twórcy kierunku filozoficznego o nazwie
"Deep Ecology", dosłownie i błędnie tłumaczonego
na "Głęboką ekologię" (w języku polskim brzmi
to pejoratywnie, bo można spytać gdzież i jaka jest "Płytka
ekologia"?), ja tłumaczę tę nazwę jako "Pogłębiona
świadomość ekologiczna" - można wyciągnąć bardzo interesujące
wnioski. Kierunek ten bowiem uświadamia i obarcza każdego
człowieka odpowiedzialnością za los Ziemi. Odpowiedzialność
ta nie wiąże się z odległymi i płonącymi lasami w Australii,
czy z niszczeniem płuc Ziemi w Amazonii, lecz dotyczy każdego
z nas za to miejsce na naszym globie, które dane jest nam
zajmować. Per analogia chciałoby się rzec o "pogłębionej
świadomości ekonomicznej", że każdy z nas członków
Polskiego Związku Pszczelarskiego jest odpowiedzialny za
jego sprawne działanie w zakresie swojej kompetencji. I
dlatego właśnie powinniśmy odrzucać, wszelkie działania
pozorowane, próby nepotyzmu i samowoli, bo my jesteśmy pszczelarzami,
a pszczelarze jak pszczoły powinni być pracowici, przebiegli
i przewidujący!
Warto zaznaczyć w tym refleksyjnym
artykule, że chylę mą białą już głowę przed wszystkimi ludźmi,
którzy ciężką pracą i w pocie czoła doszli do swych - niekiedy
znacznych - majętności. Muszę powiedzieć młodzieży pszczelarskiej,
że takich ludzi, którzy zaczynali od jednej lub kilku rodzin
pszczelich, a dzisiaj posiadają duże przedsiębiorstwa na
rynku miodu, jest
w naszym kraju wcale nie mało. Jednak, aby nie być posądzonym
o stosowanie kryptoreklamy, posłużę się przykładem zapożyczonym
od p. Pawła i Łukasza Golców. Jak sami mówią, zaczęli swoją
karierę od nagrania w studio kilku swoich piosenek i skopiowaniu
ich na płytkach CD. Dystrybucję płytek prowadzili na targowiskach
w pobliskich miasteczkach.
W owym czasie, w oficjalnych mediach byli oni na cenzurowanym,
bowiem, mimo, iż już wtedy ich piosenki były dobre, to nigdzie
nie można było ich posłuchać. A jednak z czasem, powoli
odnieśli ogromny sukces i dzisiaj
są w mediach wszechobecni. Jeżeli dokładnie prześledzimy
tzw. ścieżkę kariery braci Golców, to w żadnym momencie
ich działalności nie znajdziemy elementów marketingu fasadowego.
Przy każdej okazji podkreślają oni pracę całego zespołu,
związki z rodziną i z tradycją wyniesioną z ich rodzinnego
Milejowa.
Przy tym dość bolesnym dla wielu ludzi temacie, godzi się
wspomnieć
o jeszcze jednej sprawie. W firmie lub w organizacji takiej
jak nasz Związek, zawsze najważniejsza jest osoba szefa.
To od niego bardzo wiele zależy: kierunek uprawianej polityki
na danym obszarze, kontakty z władzami lokalnymi i centralnymi,
oraz szczególnie ważna współpraca z czwartą władzą, czyli
z mediami. Dlatego cały mój dotychczasowy wywód nie jest
nawoływaniem do anarchizacji życia związkowego, tylko zwróceniem
uwagi Koleżanek i Kolegów na potrzebę prowadzenia marketingu
zrównoważonego
i korzystnego dla wszystkich członków Związku. Tak organizowany
i prowadzony marketing oznacza wyeliminowanie do minimum,
kosztownych działań pozorowanych, a na dłuższą metę szkodzących
nawet osobie, pod którą uprawia się ów marketing fasadowy.
Również znam sporo organizacji szczebla wojewódzkiego i podstawowego,
gdzie praca związkowa jest prowadzona bardzo dobrze. Są gminne
koła w kraju (na szczęście), które odbywają regularnie szkolenia
pszczelarskie, posiadają sprzęt pszczelarski do wspólnego
użytku itp. Niestety, jednak w ogromnej większości gminnych
kół dzieje się zupełnie inaczej, a jedną z przyczyn upatruję
w omówionym (bardzo powierzchownie) marketingu fasadowym,
uprawianym w niektórych organizacjach z wielkim upodobaniem.
Życzeniami, abyśmy nie musieli nigdy stykać się w działalności
związkowej z objawami opisanego m. fasadowego kończę mój artykuł.
Z pszczelarskimi pozdrowieniami
Maciej
Winiarski
P.S.
Spieszę donieść Koleżankom i Kolegom, że na stronie Internetowej
http://republika.pl/maciejw_sufler/
można zapoznać się z dotychczas opublikowanymi moimi artykułami
marketingowymi i nie tylko. Zapraszam na tę stronę Internetu.
|